niedziela, 30 maja 2010

Deszczowy uśmiech

Leje. Siedzę przy oknie, dopijam południową kawę i obserwuję mokre drzewa, ptaki chowające się w gałęziach, ludzi pod parasolami. Lubię deszcz. Moknąć jednak niekoniecznie lubię, a za godzinę wychodzę. Zastanawiam się więc, czy do tego czasu przestanie padać i co zrobić, żeby moje świeżo umyte i ujarzmione włosy nie zamieniły się w ekscentryczną i zupełnie nietwarzową szopę... :-)

Siedzę przy oknie, dopijam południową kawę i kątem świadomości obserwuję smutek wyciśniętej cytryny, który chowa się przed deszczem w gałęziach mojego uśmiechu. Niech sobie siedzi. Jeśli spróbuję go przepędzić, tylko nakarmię go wrogością i pogryzie mnie do krwi. Wiem też, że bezcelowe jest zmienianie go na siłę w pogodzenie. Nie umysłem, nie myślami to się dokona. Pozwalam mu być, bo jest. Jest „teraz”, tak samo jak uśmiech. Decyduję się na uśmiech. Potrząsam gałęzią, strzepując z niej krople deszczu, a smutek śmieje się razem ze mną.

A teraz idę obcować. Ze sztuką :-)). Miłej niedzieli wszystkim!

sobota, 29 maja 2010

Cytryna




wyciskane cytryny
powinny milczeć
bez goryczy
sok jest smaczniejszy

te, które nie umieją
spadną kamieniem
obok innych
na dno doliny

Są takie różne mądre powiedzenia... Jeśli ktoś wykorzysta cię raz - jest to jego wina. Jeśli zrobi to po raz drugi (a tym bardziej kolejny) - to już twoja wina. Bo już o tym wiesz i na to pozwalasz. Teoretycznie mądre i teoretycznie proste. A jednak czasem bardziej nam zależy niż jesteśmy mądrzy...

Mimo, że to wszystko wiem, to jednak boli, gdy ktoś, wziąwszy ode mnie, odwraca się plecami. Do następnego razu. Okazując mi w ten sposób, że jestem tylko po to.

niedziela, 23 maja 2010

Londyn niedzielny - Sunday in London

Watching the classics



Walking off path



Sharing music

czwartek, 20 maja 2010

Niebieski




εαν ταις γλωσσαις
των ανθρωπων λαλω
και των αγγελων
αγαπην δε μη εχω
γεγονα χαλκος ηχων
η κυμβαλον αλαλαζον

και εαν εχω προφητειαν
και ειδω τα μυστηρια παντα
πιστιν ωστε ορη μεθισταναι
αγαπην δε μη εχω
ουθεν ειμι
ουθεν ειμι
ουθεν ειμι

Latanie

Latanie dosłowne i w przenośni.

Korzystając z tutejszego przedłużonego weekendu, byłam w domu. Wulkan znowu straszył, ale na szczęście moją część nieba pyły ominęły.

W domu – matura starszego dziecka i koniec gimnazjum młodszego. Starsze warczy, chojraczy i póki co (chyba) zdaje nieźle. Młodsze warczy, wścieka się i chodzi poprawiać na czerwony pasek (rychło w czas :-). Koty nie warczą, tylko przewalają się leniwie, wystawiając brzuch na pieszczoty... Mruczące oazy spokoju...

Zawieźć, przywieźć, pojechać, nie spóźnić się, pójść, załatwić, zadzwonić, zapłacić, kupić, spakować, pamiętać, zapisać... Znowu znajomy kołowrotek! Jak fajnie! :-)

Nie wszystko się udało i zdążyło, jedną rzecz zatrzymało nagłe milczenie. Niepokój gryzł przez dwie doby. Zostawił ślad.

W dniu wyjazdu jak zwykle smutno...
Po powrocie - praca i kolejne sprawy.

Dotykam śladów. Nie za głęboko.
Oglądam filmy Kieślowskiego....

niedziela, 2 maja 2010

Majowo

Lenistwo. Wczoraj wprawdzie posprzątałam mieszkanie i uprasowałam kilka ciuchów (to tak dla uczczenia święta pracy:-)), ale poza tym tylko spotkanie z koleżanką. W trzech godzinach zmieściłyśmy 25 lat, które minęły od studiów i te wszystkie ścieżki, które w końcu doprowadziły nas do spotkania się w tej samej pracy za granicą.

Dziś mogłam ruszyć tyłek gdzieś dalej i sensowniej, ale... mi się nie chciało. Spacer w parku wystarczył.

Lenistwo. Umysłowe. Przestawiło mnie na odbiór. Patrzę, czytam, słucham. Tyle ciekawych obrazów, słów, dźwięków, myśli, kropel, kamyków, pereł wpada do mojej sadzawki, do mojego oceanu. Wpada i tam wiruje, faluje, miesza się ze sobą, z moimi myślami. Jakoś nic sensownego nie wymywa na brzeg. Trudno... jest czas siania i czas zbierania... :-)

Pytam magnolię
jak uwolnić kwiecistość
zza kraty parku