poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Eyjafjöll

Zagadkowa, tajemnicza nazwa. Brzmienie starogermańskich legend, celtyckich powiewów. Co oznacza? Czy coś prozaicznego (jak np. „kupa lodu” :-), czy może imię księżniczki zaklętej w zimnym grobowcu, czekającej, aż z głębin przedrze się ogień, na tyle gorący, że stopi jej więzienie? I tak się stało. Skorupa nie mogła już utrzymać naporu lawy. Ogień wydarł się i napotkał lód. Starły się w gwałtownej walce, a może w gwałtownym pojednaniu. Nie wiemy tego, widzimy tylko płomienie i popiół...


Zdjęcie: LiveLeak.com

Weekend bez smug kondensacyjnych na niebie i tępego brzęczenia silników. Tym, którzy akurat nigdzie nie lecieli, miło, innym – mniej.
Nie jesteśmy panami świata.

Żar przebił lody
patrzę w niebo na popiół
nic tylko czekać


sobota, 17 kwietnia 2010

Ceremonie



W wyniku trzęsienia ziemi na Wyżynie Tybetańskiej w Chinach zginęło już 1144 osób. Liczba ofiar może być dużo większa, gdyż ponad 400 osób uważanych jest za zaginione. W dodatku tysiąc dwieście jest ciężko rannych.

Dziesiątki ciał ofiar trzęsienia ziemi składane są w stosy i podpalane przez buddyjskich mnichów. - Nigdy nie mieliśmy takiej katastrofy, jak ta. Nigdy jeszcze tylu ludzi nie zginęło. Masowa kremacja, to jedyny sposób, żeby uwolnić ich dusze - mówi Jiemi Zhangsuo, jeden z mnichów.

Tekst GW Fot. AP/Andy Wong

sobota, 10 kwietnia 2010

Nie umiem

Nie umiem przejąć się tą śmiercią bardziej niż innymi...



czwartek, 8 kwietnia 2010

Niepamięć

niepamięć
najbardziej boli
znikanie
z myśli
które mówiły
jesteś
w wielkich słowach i listach
cisza
przesypuje się
makiem
zasianych ziarenek
nie policzysz
do końca
nie będziesz wiedzieć
dlaczego

sobota, 3 kwietnia 2010

Święta




Pogody, słońca, radości, odpoczynku i nowej energii życzę Wam wszystkim :-)

Księga czasu




Paczka. Wielka i ciężka, sztywny szary karton z nadrukiem Amazona. Uzbrajam się w nożyczki, rozcinam najpierw kilka warstw taśmy klejącej, potem ostrożnie samo pudełko. Rozchylam brzegi...

Trzymam w rękach imponujące dzieło wydawnicze. Gruba, ważąca prawie 4 kg księga w formacie dużego albumu. Twarda okładka, kredowa obwoluta. W środku też błyszcząca kreda, 507 stron, z czego większość w pełnym kolorze. Duża część tekstowa, a oprócz niej niezliczone ilustracje – kolorowe zdjęcia, powiększenia, zbliżenia detali, pod każdym szczegółowy opis... Stare zegarki kieszonkowe.

Kartkuję książkę strona po stronie. Wchodzę w świat dotąd mi nieznany. Dolina czasu. Zagłębie artystycznego rzemiosła. Pasja dokładności, sztuka pieczołowitości. Dbałość o szczegół, o precyzję. O imię, o markę. Filozofia i "misja firmy" – pod koniec 19. wieku. Walka z nieubłaganym rynkiem, przegrana. I to, co zostało, co przetrwało: niewielkie obiekty wypełnione drobnymi, metalowymi, zębatymi elementami, które cichym, harmonijnym tykaniem odmierzają czas ze zdumiewającą po tylu latach dokładnością. Dusza. To właśnie ich dusza każe pochylać się nad każdym zdjęciem z fascynacją, podziwem, uśmiechem.

Nie mam teraz czasu na czytanie dwujęzycznego tekstu, a tym mniej na zagłębianie się w niego, tłumaczenie na polski, dociekanie, co znaczą fachowe, na razie niezrozumiałe, pojęcia. Ta przygoda czeka na mnie po świętach, kiedy minie radosne zamieszanie i wrócę do swojego spokojnego wygnania. Już cieszę się na tę podróż. Zawsze to lubiłam, to część mojego zawodu, mojej pracy – drążenie, zgłębianie, poznawanie coraz to nowych dziedzin. Dyletanctwo jest fascynujące :-).

Kartkuję książkę strona po stronie i z każdą przewróconą kartą zarażam się coraz bardziej tą atmosferą, którą ktoś złożył w moje ręce, powierzając mi drobną cząstkę jednego ze swoich marzeń. Tym większa motywacja, tym większa przyjemność, jeśli mogę przyczynić się do jego spełnienia...