piątek, 13 lutego 2009

Omnia tea tecum portas



4U, my f...

…któregoś dnia człowiek usiadł na kamieniu przy drodze. spojrzał w twarz odbijającą się w kałuży i uronił dwie słone łzy. Nie wytrzymam – pomyślał - nie dam rady...

...Dasz... odpowiedział znany glos. Ten sam, który co rano mówił mu: „Wstawaj, czas do pracy”.
...Nie rozumiesz... wyszeptał cicho i bezsilnie mężczyzna.
...Przeciwnie... to właśnie ja rozumiem cię jak nikt inny. Tak, jak ty rozumiesz mnie. Złączeni, przenikający się wzajemnie, nierozdzielni. Beze mnie zginąłbyś, strącony z obłoków w dno rynsztoka. A ja bez ciebie żyłbym jak żywy trup, choć otoczony szacunkiem i podziwem mnie podobnych.
...Czasem myślę, że tak byłoby lepiej... szepnął znów mężczyzna.
...Być może... ale czy jesteś w stanie wyrzec się tego bogactwa, które zostało nam dane? Darów już otrzymanych i tych, które jeszcze przeczuwasz? Tak. Umiałbym cię zabić... Wiem, z kim się sprzymierzyć, aby powolnym sączeniem trucizny zobojętnienia, zniechęcenia i zapomnienia, osłodzonej pokusą bogactwa wypełniającego dłonie, choć nie serce, sprawić, że zaśniesz i nie obudzisz się więcej... Tak. Zrobię tak, jeśli będzie trzeba.
Ale na razie chodźmy razem. Pójdziemy tą drogą, skoro żadnej innej nie odsłonił nam horyzont. I wiedz, że bez ciebie szedłbym we mgle i nie doszedł donikąd, gdyż umiem widzieć tylko to, co nie jest nią zasłonięte. Tylko ty swoim patrzeniem zamkniętymi oczami możesz sprawić, ze mgła się rozstąpi. Ty umiesz rozszerzyć bicie naszego serca na wszystkie komórki ciała i dostroić je do rytmu otaczającego nas wszechświata. Wtopić nurt płynącej w nas krwi w prąd rzeki zdarzeń.
...Aby tak się stało, potrzeba mi spokoju...
...Potrzeba go nam obydwu. Może źle robię, idąc ciągle przodem, pędząc nieprzytomnie w gonitwie, skoro nie wiadomo nawet, gdzie jest jej cel .... Może czas, abyśmy przestali mówić tylko moim głosem, skoro z nas dwóch to nie ja umiem mówić milcząc. Może czas, abym nie tylko ja cię usłyszał. Aby przemówiły twoje słowa i twoje oczy...
...Chodźmy. Gdzieś za ta mgłą, może zupełnie niedaleko, czeka kolejne skrzyżowanie dróg...

wtorek, 10 lutego 2009

Lenistwo materiału

Mój umysł odmówił współpracy. Zrobiłam awanturę i nawyzywałam go od leni. Słuchał, słuchał, razem ze mną oglądał zapisane na twardym dysku przykłady dawnej świetności.
- No i co? - zapytałam.
Nastąpiła chwila ciszy, po czym odezwał się nieśmiało.
- Kobieto. Od 9 do 18…
- Z przerwą na lunch.
- Niech będzie. Z przerwą na lunch. Zatem nie 9, tylko 8 godzin dziennie kombinuję, jak w miarę zgrabnie przetworzyć czyjeś nie zawsze składne przemyślenia… Prawdę mówiąc - rzadko składne… A ty chcesz, żebym wieczorem jeszcze był twórczy? Albo w nocy?
- No, wiesz… polubiłam tego bloga…
- A czy to mój problem?? Ja jestem od myślenia, nie od uczuć.
- Wykręcasz się. Ciągniemy ten sam wózek.
- Beze mnie daleko by nie ujechał.
- Nie bądź zarozumiały. Różne są teorie. Kto jak kto, ale ty chyba je znasz.
- Nieee, proszę, nie zaczynaj o filozofii…
- Dobra. Ja też jestem zmęczona. To co robimy? Odpoczywamy? Mam wino.
- Noo… I zapuść jakąś muzę…

Laurie Anderson, Speechless
(Posłuchaj na Isles of Sound, nr 05)

Laurie Anderson, Muddy River
(Posłuchaj na Isles of Sound, nr 06)

poniedziałek, 2 lutego 2009

Upiór


Kilka tygodni temu młodzi wyciągnęli mnie do teatru Roma na „Upiora w operze”. Właściwie moja rola mogłaby chyba ograniczyć się do dokonania rezerwacji (wcale nie takie łatwe) i zapłacenia za bilety (wcale nie takie tanie), ale uznałam, że skoro już inwestuję, to niech przynajmniej zobaczę, w co.

Osobiście nie gustuję w musicalach, a co zabawniejsze – młodzi też nie. Nastolatki, w wieku fascynacji fantastyką, metalem i gotykiem… i właśnie tu pojawia się powiązanie z „Upiorem”. Jeden z ulubionych zespołów (całkiem fajny) ma bowiem w repertuarze jeden z flagowych utworów musicalu. Poszli więc niejako poznać źródło…

Aranżacja Romy
(Posłuchaj na Isles of Sound, nr 02)

Aranżacja Nightwish
(Posłuchaj na Isles of Sound, nr 03)


Ja z kolei jadąc nie mogłam nie przypominać sobie fragmentu bardzo pięknego utworu Rogera Watersa:

Okropną muzykę Lloyda-Webbera
Grają latami, latami…
Trzęsienie ziemi burzy teatr,
Ale operetka brzmi dalej
W końcu wieko fortepianu spada
I łamie mu te pieprzone palce
To cud

Ale że raczej nie uprzedzam się z góry, zasiadłam na widowni z ciekawością. I przeżyłam bardzo miły wieczór. Cóż – stylistycznie niekoniecznie moja bajka, ale na tyle, na ile się znam, nie miałam nic do zarzucenia ani wykonawcom ani inscenizacji. Podobało mi się. I młodym też. Jakiś czas temu oglądaliśmy w telewizji amerykańską ekranizację – cieszę się, że mogli porównać. I przekonać się, jak działa magia żywego teatru… Że to mniej więcej taka różnica, jak słuchać ulubionego zespołu z płyty, a stać pod sceną na koncercie… :-)

Roger Waters, It's a Miracle
(Posłuchaj na Isles of Sound, nr 04)