sobota, 15 sierpnia 2009

Zmysły w upale

I znowu upalny weekend. No nie lubię gorąca! Lubię lekki chłód, niebo może być nieco zachmurzone, wiatr tańczący koło twarzy, prowokujący do rozmyślań o tym, skąd przyleciał i dokąd pójdzie. Co ze sobą przynosi i co mojego zabierze w świat... Wiatr niesie tyle zapachów, tyle dotyków, tyle myśli...

Upalny posiłek. Szklana, przezroczysta miska. W niej malutkie pomidorki koktajlowe. Mozarella w malutkich kuleczkach. Listki świeżej bazylii, opłukane, osuszone i porwane palcami na drobniejsze strzępki... mmm... ten zapach... Oliwa z oliwek i sól, morska, świeżo zmielona. Nic więcej. Uczta dla wzroku, węchu i smaku.

Upalny deser. Dwie szklane, przezroczyste miseczki. W jednej dorodne, ciemnoczerwone czereśnie, wyjęte z lodówki, chłodne, z kroplami wody na lśniącej skórce. W drugiej winogrona, mix czerwonych i zielonych. Nic więcej.

Upalny napój. Szklany przezroczysty kieliszek, w nim przezroczystozłotawe schłodzone frascati. Nic więcej.

Zaczyna się upalna noc...

4 komentarze:

  1. brzmi zachęcająco, tylko, że u mnie 11 stopni:((((

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero teraz zajrzałam, bo napisałabym Ci, że zazdroszczę :-). Ale teraz i u mnie na szczęście się ochłodziło, jeszcze nie tak, jakbym chciała, ale już można żyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładna pochwała wiatru. Też nie lubię gorąca. W środku lata zawsze marzy mi się Skandynawia. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, Małgorzato! Skandynawia na letnie wakacje to jest to. Puste plaże, puste przestrzenie, przeczysta woda, natura... też lubię Skandynawię. Byłam na Twoim blogu, kilka rzeczy jeszcze wspólnych lubimy (np. Marillion :-))

    OdpowiedzUsuń