środa, 7 stycznia 2009

Mróz

Jest zimno. Zaokienny termometr chyba zaraził się pozytywnymi afirmacjami, które ostatnio ćwiczę. W tej chwili na przykład pokazuje bardzo ładne zero. Taak… a w poniedziałek, pierwszego dnia mrozów, twierdził, że jest 8 stopni. Hehe. Termometr w samochodzie bezlitośnie wydrwił te próby kreacji lepszej rzeczywistości. Zwyczajnie popsuł się wyświetlacz – brakuje pierwszej cyfry i oczywiście minusa :-).

Chłód z dworu zakrada się do domu, gdzie porządkuję i pakuję rzeczy przed zbliżającą się przeprowadzką. Segreguję. Tutaj leżą te, które muszę zabrać. Obok te, które chcę zabrać. Jeszcze obok te, które nie wiadomo, czy się zmieszczą. Pozostałe zbiorę i pochowam, poupycham jak najciaśniej. Miejsca jest mało, trzeba go jak najwięcej zwolnić dla tych, którzy zostają. Więc w kącie pokoju stoi też niebieski worek na to, co powędruje do śmieci.

Stare kalendarzyki kieszonkowe. Pełne zapisków różnokolorowymi długopisami. Staranne, pieczołowicie kaligrafowane co roku 1 stycznia wydarzenia, o których nie można zapomnieć – urodziny, imieniny, rocznice. I te wprowadzane na bieżąco, bazgrane w pośpiechu, skreślone po wykonaniu. Sesje. Egzaminy. Randki. Wizyty u lekarza. Z czasem – spotkania zawodowe, „todosy” w punktach.

Ubrania, które przywołują wspomnienia. Krawat z logo liceum. Ulubiona bluzka z lat studenckich. Koszulka z nadrukiem wydziału. Koronkowe rękawiczki bez palców, które tak ładnie podkreślały delikatność i młodość dłoni podpisujących akt małżeństwa. Torebka bursztynów znad morza. Widoczek z Giewontem. Menu sylwestrowe. Koszula, w której rodziłam pierwsze dziecko. Ręcznik z kapturem, w który zawijałam drugie. Kubeczek z malunkami, na których przy śniadaniu przerabialiśmy mowę zwierząt. Erotyczna bielizna z czasów, zanim wszystko się skończyło. Ptak-bibelot ze szkła, zapomniany już posłaniec. Sukienka z guzikami od góry do dołu, które ktoś rozpinał z niecierpliwą powolnością. Czerwony papierowy kwiat, pamiątka tylu rozmów, teraz suchy i zimny jak milczenie.

Ile tego jest… biorę w ręce rzecz po rzeczy. Mało miejsca na wszystko w tej jednej szafie. Mróz zakrada się do środka, szron osiada…

4 komentarze:

  1. Isle! Taki czas kiedy ,,wszystko się skończyło " nie istnieje :-) Coś się kończy między innymi po to, żeby mogło się zacząć nowe. Na to trzeba czasu i cierpliwości dla samej siebie, ale to możliwe!
    ,,Jeśli coś się skończyło, to znaczy, że się prawdziwie nie zaczęło" Sted

    OdpowiedzUsuń
  2. erotyczna bielizna, w której rodziłam pierwsze dziecko (bardzo literacko;)

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo, bardzo ciepło pozdrawiam Isle ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Emmo, wiem... Z tymi końcami i początkami to różnie w życiu bywa, ale ogólnie zgadzam się z tobą!
    Dzięki za ciepłe pozdrowienia. Miło je przeczytać, gdy zimno... Bardzo serdeczne dla ciebie również!

    Zenza! Miej litość, mało nie oplułam monitora. Ależ ty masz skojarzenia (literackie ;-))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń