...czyli święto narodowe. Fajerwerki oglądałam przed chwilą z balkonu z kieliszkiem schłodzonego pinot gris w ręce. A pojazdy wojskowe przejeżdżały pod tymże balkonem, a samoloty leciały nad nim, i nie musiałam nigdzie chodzić, żeby zobaczyć. Chciałam robić zdjęcia, ale wyczerpały mi się baterie i ciekawsze przejechało :-)
A teraz patrzę na sadzawkę i odbijające się w niej światło latarni. I pada letni deszcz...
I po raz kolejny obiecuję sobie, że kupię w końcu porządny aparat i nauczę się robić porządne zdjęcia, w nocy też :-)
O ciszy
14 godzin temu
:) baterie, akumulatorki kup i ładowarkę :)
OdpowiedzUsuńrozładowane baterie...ale widzę, że tylko te w aparacie :-)
OdpowiedzUsuńwyglada jak stan wojenny...
OdpowiedzUsuńMargo - mam ładowarkę i akumulatorki, problem w tym, żeby pamiętać o ładowaniu :-)
OdpowiedzUsuńEmmo - w sumie podobnie jak wyżej :-)
Beato - no popatrz, zupełnie o tym nie pomyślałam. Może dlatego, że lato, nie zima (koksowniki! :-), a może minęło już dostatecznie dużo czasu, by zatarł skojarzenia...